środa, 9 października 2013

Hotelowe pamiątki . . . ???

   Poniżej ciekawy artykuł znaleziony dziś w sieci. Pisany co prawda o Polakach, ale jakoś nie wydaje mi się, aby dotyczył tylko Nas - czytajmy zatem po prostu o gościu hotelowym.

   Wieszaki, ręczniki, szlafroki, piloty, popielniczki, gaśnice - to tylko część fantów, które wywożą ze sobą hotelowi goście. Dziś prawdziwą zmorą stają się ci, którzy zanocują, zjedzą, wypiją i... uciekają w siną dal.

   W toruńskim hotelu „Spichrz” zastanawiają się, czy Polacy faktycznie nie potrafią korzystać z minibarów, czy tylko udają. Z zestawu: wódka polska, wódka Bols, gin, whisky, coca-cola, woda mineralna, redbull i orzeszki goście spryciarze najczęściej wybierają te najmocniejsze alkohole. W specjalnej karcie powinni później wpisać, że je wypili i odjeżdżając, uregulować rachunek. - „Zapomniałem” albo „myślałem, że to w cenie” - tłumaczą zazwyczaj. Niektórzy nie usprawiedliwiają się wcale, bo... już wyjechali - mówi kierowniczka recepcji. - Zagranicznym gościom nie zdarza się to prawie wcale.

   Na pewno nie działają przez roztargnienie ci, którzy do opróżnionych ze smakiem butelek whisky nalewają herbatę albo wodę do flaszek po piwie (tych z odkręcanymi kapslami). Cóż, wielu polskich gości zdaje się próbować, na co może sobie pozwolić. „Spichrz” nie ściga amatorów białych ręczników frotte, ale już za wymontowanie radia z szafki obciążył firmę, która rezerwowała pokój dla swojego pracownika.

O, ty podejrzany gościu!

   Zbieracze albo chomiki hotelowe - tak obsługa mówi o tych, którzy bez firmowej popielniczki albo innego fanta jakoś nie mogą opuścić hotelu.
- Wieszaki do odzieży i ręczniki są na topie listy ginących rzeczy. Szacuję, że w ciągu roku goście przywłaszczają sobie 10 procent ręczników. Drugie tyle nieodwracalnie niszczą. Najczęściej są to panie o farbowanych włosach albo goście obu płci, którzy (wstyd mówić) na zakończenie pobytu uznają za stosowne ręcznikiem wypolerować świeżo wypastowane buty. Wieszaki też giną nagminnie. Zdarzają się goście z nietypowym poczuciem uczciwości, zabierający nasze drewniane, a zostawiający nam „na podmiankę” plastikowe jednorazówki. Takie, które są dołączane na przykład do nowej koszuli...

   Krystyna Wiśniewska, która karierę w hotelarstwie zaczynała ponad trzydzieści lat temu w recepcji, dziś kieruje włocławskim hotelem „Kujawy”. Temat znikających ręczników zna na wylot. Przyznaje, że część wpisuje się w koszta funkcjonowania obiektu. Jednemu ręcznikowemu maniakowi jednak nie darowała.
- Mężczyzna około pięćdziesiątki, odwiedzał nas wielokrotnie. Prawie za każdym razem przywłaszczał sobie ręcznik z pokoju, a dodatkowo jeszcze podbierał je z wózka pokojówki. Zawsze tłumaczył się, że to przez pomyłkę. Za którymś tam razem stwierdziłam, że miarka się przebrała i poprosiłam, żeby więcej nas nie odwiedzał - wspomina kierowniczka. - Po trzech latach zadzwonił i spytał, czy zakaz nadal obowiązuje. Koleżanki z recepcji sprawdziły w komputerze i natrafiły na zapis: „Nie meldować. Złodziej”. Cóż, przed takimi gośćmi jakoś musimy się bronić.

Telewizor da się wynieść!

   Jak? W turystycznej torbie, jeśli to model 14-calowy, a taki właśnie zginął kiedyś z „Kujaw”. Zresztą, czego stąd nie wynoszono... Hotel - oddany do użytku na początku lat 70. - przez długi czas był jedynym w mieście. W czasach, gdy w Polsce brakowało wszystkiego, goście też przywłaszczali sobie prawie wszystko.
- Gaśnice, które najprawdopodobniej ktoś później sprzedawał, filiżanki i talerzyki z logo „Kujaw”, a nawet firany z hallu - wylicza Krystyna Wiśniewska. - Z tym poradziłam sobie sposobem. Żabki wymieniliśmy na specjalne agrafki. Odpięcie wszystkich sześćdziesięciu (okna mamy duże) zajęłoby teraz gościowi godzinę. W tym czasie na pewno ktoś z obsługi by go zauważył. Dla nas problemu nie ma, bo pierzemy firany razem z agrafkami.
Na telewizor, a nawet kołdrę i poduszkę za jednym zamachem połakomił się też kiedyś gość Jarosława Kwiecińskiego, prowadzącego, między innymi, hotel „Agat” w Bydgoszczy. Policja sprawę umorzyła ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu. - Obecnie problemem stają się goście, wyłudzający usługi hotelowe i gastronomiczne - twierdzi Jarosław Kwieciński. - Czyli, najprościej mówiąc, ci, którzy zanocują albo zjedzą i wybywają. Dlatego w części naszych obiektów zdecydowaliśmy się na pobieranie opłat z góry.

Nikt nie jest anonimowy.

   Gdy branżowe pismo „Hotelarz” zapytało 178 hotelarzy: „Czy zabieranie przez gości „na pamiątkę” rzeczy należących do Państwa obiektu noclegowego jest uciążliwe?”, otrzymało 100 odpowiedzi twierdzących. Przy czym słowo „tak” było często okraszone przymiotnikiem „bardzo”.
Pozostali zdradzili, że „pamiątki” po prostu wliczają w koszta albo w ogóle problemu nie znają.
Na topliście przywłaszczanych przedmiotów znalazły się piloty telewizyjne, popielniczki, kosmetyki, sztućce i koce. W dole rankingu umiejscowiły się radia i telewizory. Bezapelacyjnie za to wygrały ręczniki, uzyskując pół setki wskazań. „Jest faktem, że wiele hoteli liczy się z zabieraniem pamiątek przez gości, a nawet - w przypadku przedmiotów o znikomej wartości - przymyka oko, traktując je jako gadżety reklamowe. Jak jednak, traktować inny proceder, polegający na pakowaniu przez gości do kieszeni kanapek i prowiantu na cały dzień z porannego szwedzkiego stołu?” - pyta „Hotelarz”.

   Wielu przedstawicieli hoteli, z którymi my z kolei rozmawialiśmy, w ogóle odmawiało informacji. Tłumaczyli, że problem, owszem, istnieje, ale starają się go rozwiązywać bez rozgłosu. O gościach zaś, wedle przyjętej zasady, mówią na zewnątrz tylko i wyłącznie dobrze. Szczególnie na dyskrecji zależy pracownikom tych najdroższych hoteli. Bo jak wytłumaczyć fakt, że zamożny gość o znanym nazwisku, płacący 400 złotych za dobę, ładuje do torby narzutę z kanapy?
- Nikt przecież tak do końca nie jest anonimowy. Zadzwoniliśmy do tego pana, grzecznie informując, że zapewne przez pomyłkę narzuta znalazła się w jego bagażu. Kategorycznie zaprzeczył i sam stwierdził, ze więcej nas nie odwiedzi. Takie rozwiązanie nas usatysfakcjonowało - mówi pracownica jednego z bydgoskich hoteli, świecących czterema gwiazdkami.


   I co o tym sądzicie? Czy to nasza Polska przypadłość te ,, pamiątki,, czy dotyczy wszystkich gości hotelowych na całym świecie? 
Pracując w hotelach na Cyprze, które odwiedzali głównie Anglicy, również zdarzały mi się takie sytuacje, ale czasem bywało gorzej bo goście zamiast zabierać to zostawiali ,,pamiątki,, i naprawdę nie było to przyjemne dla pań z housekeeping'u.



źródło

1 komentarz:

  1. To chyba nie tylko polska specjalność, choć może u nas jest to nasilone... Nie wiem jak to wytłumaczyć, skoro goście często płacą grubą kasę za pokój a zabierają ręczniki i szlafroki. Bo im się spodobały? Bo chcą mieć pamiątkę? :/ Nie rozumiem... Mój chłopak pracuje na recepcji w 5 gwiazdkowym hotelu we Wrocławiu - co tam się czasem dzieje! ;) Ciekawy temat postu:) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń